Biznes party lub bale noworoczne są doskonałą szansą by poobserwować zwyczaje żywieniowe uczestników przyjęcia. Biorąc udział w balach, na których w formie szwedzkiego stołu serwowane były niezliczone ilości potraw, zawsze intrygowały mnie wyraźne podziały, jakie dało się zauważyć wśród konsumentów. Pierwsza grupa, najbardziej zaokrąglona, gromadziła się jak zahipnotyzowana przy stołach zastawionych słodyczami. Druga grupa konsumentów, podobnie okrągłych jak zjadacze słodyczy, wybierała potrawy wybitnie tłuste. Do trzeciej grupy, w miarę szczupłych szczęśliwców, należały osoby nie zatrzymujące się na dłużej przy stoliku ze słodyczami czy potrawami tłustymi, tylko próbujące rozmaitych dań, zjadając z upodobaniem jedzenie za każdym razem przyrządzone według innego przepisu.
Dotychczas uważałem, że te trzy modele odżywiania to kwestia nawyków żywieniowych wyniesionych z domu lub zdobytych w środowisku, w którym dane osoby przebywają. Mój pogląd na ten temat zmienił się diametralnie. Stało się tak po zbadaniu korelacji zwyczajów żywieniowych osób z ich genomem. Tak więc są osoby nadwrażliwe na tłuszcz – te, które doskonale i całkowicie przyswoją nawet najmniejszą ilość tłuszczu. Tak się składa, że są „zakochane” w kuchni tłustej, a boczek wędzony to szczyt smaków. Osoby nadwrażliwe na węglowodany zawsze okupują stoliki ze słodkościami i dziesiątkami opakowań wyjadają słodkie jogurciki, serniczki itp. Trzecia grupa, osoby nadwrażliwe na ilość kalorii, to grupa „zwiedzaczy” lub „poznawaczy”. Na przyjęciu wędrują od stolika do stolika i wyszukują różnorodne potrawy. Z tego też powodu jedzą ponad miarę jeśli wybór jest dostatecznie duży.
Teraz wyobraźmy sobie, że patrzymy pod kątem odżywiania na mającą kilkaset tysięcy lat historię gatunku ludzkiego. Musimy zdać sobie sprawę, że większość tego czasu spędziliśmy z pustym żołądkiem. Okresowo, to jest w okresie zimowym, nawet z bardzo pustym żołądkiem. Przeżywały tylko te osoby, które miały szczególny dar przyswajania pokarmów i tworzenia zapasów w tkance tłuszczowej. Na północy mało było jadalnych roślin, za to były obecne zwierzęta z grubą podściółką tłuszczową chroniącą od chłodu. Tam tempo i jakość procesów przyswajania tłuszczu zdobytego po upolowaniu zwierzęcia decydowała o przetrwaniu. Osoby mniej w tym sprawne ginęły zanim osiągnęły możliwości spłodzenia potomstwa. W ten sposób ich genomy w miarę szybko „wyparowały”. Z kolei na południu bardziej dostępną była żywność pochodzenia roślinnego, bogata w węglowodany. Przyswajając węglowodany i sprawnie przetwarzając je w tkankę tłuszczową łatwiej było przeżyć okresy suszy podczas letniej pory roku. Czasem zdarzały się krytyczne dla przetrwania susze przeciągające się na wiele lat (np. „siedem lat chudych” opisanych w Biblii).
Natomiast ludzie mieszkający w strefie umiarkowanej ciepłej, a także na wybrzeżach mórz, stanowią trzecią grupę. Posiadali oni dostęp zarówno do potraw tłustych jak i węglowodanowych. Przez to wytworzyli taki typ metabolizmu, dzięki któremu mogą szybko przyswajać wszystko co im wpadnie w ręce.
W naszej podświadomości tkwi pierwotna potrzeba zabezpieczenia się na czas głodu, który współcześnie nie następuje – stąd takie pożądanie tego co nas tuczy, a w efekcie niszczy sprawność, zdrowie i unieszczęśliwia. Poznanie własnych genów daje nam możliwość chwycenia dystansu w odniesieniu do naszych popędów jedzeniowych. Zmieniamy wówczas nasze zachowania i zwyczaje żywieniowe. Postępujemy podobnie jak osoba świadoma tego, że nie umie pływać – unika skakania z pomostu do głębokiej wody.
Wkrótce też możemy skorzystać z systemu umożliwiającego pełną kontrolę wagi ciała. Jest on opracowany w oparciu o program przygotowany przez światowych ekspertów w dziedzinie genetyki i żywienia. Wówczas uczymy się sprawnie „pływać” pośród jadła.
Bardzo ciekawy artykuł, nie wiedziałam, że geny mają wpływ na tyle rzeczy:) Pozdrawiam