Ostatnio wróciłem do swoich obserwacji dietetycznych sprzed 30 lat by spojrzeć na nie świeższym okiem. Wówczas męczyło mnie bardzo to, co męczy i obecnie – ogromne zamieszanie w poglądach na wartość odżywczą różnych produktów. Tak naprawdę wiedza i poglądy na ten temat zmieniają się równie szybko co poglądy medyczne, i co 7-10 lat mamy do czynienia często z zupełnie nowymi koncepcjami na to co dobre a co niedobre. By nabrać w tym wszystkim jakiejś orientacji i wyrobić poglądy bardziej odporne na upływ czasu, postanowiłem poprowadzić szereg bardzo nietypowych diet. Temat był ciekawy, dlatego bez problemu znalazłem ochotników do przeprowadzenia badań, głównie młodych asystentów i studentów mojej uczelni medycznej. Koncepcja była bardzo prosta. Polegała na spożywaniu tylko jednego produktu i wody przez czas co najmniej 7 dni. Był to czas wystarczający, by wygasło działanie tego co dotychczas jedliśmy, a w to miejsce pojawiło się swoiste i niezaburzone działanie badanego produktu. Warunkiem koniecznym i kluczowym było spożywanie takiej ilości jedzenia, by nie pojawiło się uczucie głodu. Oczywiście nie jest to łatwy warunek do spełnienia, gdyż po trzech dniach jedzenia tylko jednego produktu spada zapał do jedzenia… Skoncentrowałem się przede wszystkim na zbadaniu własności zbóż i kilku innych, powszechnie spożywanych roślin. Zebrane obserwacje z tych badań opublikowałem w niemieckiej prasie medycznej. W Polsce zaś zawarłem w mojej książce Fenomen odżywiania wydanej równo 20 lat temu.
Efekty diet były fascynujące. Na przykład spożywanie wyłącznie owsa skutkowało przywróceniem równowagi wewnętrznej i wytrwałości w pracy, którą można było wykonywać niezależnie od nawet bardzo niesprzyjających okoliczności. Żyto silnie wspierało płuca. Poprawiało nie tylko funkcje oddechowe, ale też pozwalało przełamywać skłonności astmatyczne. Proso poprawiało wzrok i zasypywało rozlicznymi ideami napływającymi nie wiadomo skąd do głowy. Każda dieta dawała odmienne efekty. Przy stosowaniu wszystkich tych diet utrata masy ciała była nieznaczna. W ciągu tygodnia ubywało najwyżej pól kilograma. Tylko jedna dieta była wyjątkiem, zawsze prowadząc (niezależnie od ilości spożytego jedzenia, ale bez głodowania) do utraty nie mniej niż pól kilograma dziennie. Jedyna, która ujawniła niezwykłe działanie spalające tłuszcz i działające w tym względzie skuteczniej niż pełna głodówka. Jednocześnie temperament osoby na diecie przesuwał się w kierunku cholerycznego, czasem trudnego do zniesienia dla otoczenia, jednakże ułatwiającego wykonywanie zadań. Niektórzy studenci (głównie studentki) decydowali się na tę dietę podczas sesji, co zapewniało im przechodzenie jak burza przez egzaminy.
Obecnie wróciłem do tematu, by ponownie, świeżym okiem, przyjrzeć się tym koncepcjom. Powodem jest zmiana warunków życia w naszym społeczeństwie.
Poniżej zamieszczam własny opis przeprowadzenia diety (sprawdzania tej diety) przez Paulinę, która w ciągu 7 dni straciła około 8 kilogramów. Warto tu zaznaczyć, że przed laty większość osób decydowało się na 14 dniowy cykl, gdyż taki czas prowadzenia owych restrykcji pokarmowych jest całkowicie bezpieczny. Wymaga jedynie ostrożniejszego wychodzenia z diety i przyjmowania suplementów uzupełniających nieuchronnie pojawiające się niedobory niektórych witamin.
Oto relacja:
Dieta, którą stosowałam jest z gatunku prostych, ale nie łatwych. Polegała na jedzeniu wyłącznie pszenicy i piciu wody. Wybór padł na orkisz ekologiczny, który zakupiłam w postaci całych ziaren, pełnoziarnistej kaszy i płatków.
Przygotowanie posiłków nie wydaje się zbyt trudne, jednak należy poświęcić temu zadaniu odrobinę uwagi. Mianowicie podczas prażenia ziaren pszenicy (na suchej patelni) temperatura powinna być wystarczająco wysoka aby ziarna pękały, ale nie wolno dopuścić do ich przypalenia poprzez nieustanne mieszanie. W przypadku gotowania płatków czy kaszy lepiej zapomnieć o przepisie na opakowaniu – najbardziej strawną i przyswajalną postać uzyskujemy gotując (nawet dwukrotnie) z większą ilością wody tak, aby całość miała konsystencję kleiku. Posiłki polecam spożywać nieśpiesznie, dokładnie przeżuwając każdą porcję.
Już od pierwszego dnia daje się odczuć silne działanie oczyszczające tej diety. W związku z tym pierwsze 2-3 dni były dość trudne do przetrwania z powodu gorszego samopoczucia i bólu głowy. Jednak potem na pierwszy plan wysuwają się zalety takie jak uczucie lekkości związane z pozbyciem się wody zalegającej w organizmie, jasność myślenia, przypływ sił, lepsza jakość snu oraz oczywiście spadek masy ciała. Wrażenia można porównać do kąpieli w borowinie, tylko jest to rozciągnięte w czasie.
W kontekście zaburzeń odżywiania dieta ta może być wstępem do unormowania rozchwianego sposobu przyjmowania posiłków. W tym wypadku monotonia jest zaletą. Założeniem diety jest jedzenie do syta i wtedy kiedy mamy ochotę jeść, więc sytuacja podjadania czy przejadania się ponad miarę po prostu nie ma szansy wystąpić. Dodatkowo żołądek może dostosować swoje rozmiary do potrzebnej nam ilości pożywienia, przez co unikniemy irytującego poczucia pustki w brzuchu w przypadku podjęcia decyzji o prowadzeniu diety redukującej po zakończeniu diety pszenicznej. W pewnym sensie dieta pszeniczna stwarza okazję, aby nauczyć się jakie ilości pożywienia są optymalne.
Zastosowanie tej diety uważam za bardzo ciekawe doświadczenie. Nigdy wcześniej tak mocno nie odczułam, że „jestem tym, co jem”. Zdecydowanie korzyści przewyższają drobne niedogodności związane z monotonnym odżywianiem. Dieta pszeniczna jest wspaniałym sposobem na poprawę funkcjonowania organizmu, a przy okazji można stracić kilka zbędnych kilogramów. Jestem przekonana, że będę do niej wracać.
Zastanawia mnie to, czy przy tak powszechnym stosowaniu różnego rodzaju preparatów hormonalnych jak mamy obecnie, tego typu diety w pełni będą ujawniać swoje właściwości.
Każda roślina ma swoje specyficzne działanie na człowieka. I można takie działanie wykorzystywać do poprawy lub psucia własnego zdrowia.
Czasami musimy sprawy uprościć, by znaleźć klucz do poznania złożonego świata. Ale chyba skomplikowałem, zapomniałem o liczeniu kalorii.
W lato robiłam tydzień mono diety na arbuzach 🙂 wrażenia i odczucia podobne do Pauliny. Pierwsze dwa dni… Męka z bólem głowy, ale potem… Uuuu cudownie 😉 lekkość, i jasność myślenia, wyśmienity humor 😉 Czy Paulina ma pewność że po tych 2-3 dniach nadal odczuwała głód? Pytam bo mi się głód wyłączył czyli kaloryczność na tym arbuzie miałam raczej niską i zinterpretowałem te wyłączenie głodu jako uruchomienie odżywiania endogennego… Napewno pszenica jest bardziej kaloryczna niż arbuz … Spróbowałabym chętnie .. tylko ten gluten…. Myślę żeby zastosować owies bezglutenowy… Będzie dobrze?
Paulina nic nie pisała o głodzie, gdyż założeniem diety jest unikanie głodu-jedzenie do syta. Owies będzie ujawniał swoje działanie i nie ma efektu chudnięcia. Orkisz nie podlegał manipulacjom hodowlanym (zielona rewolucja) i ma mało glutenu. Oczywiście nie jest to dieta dla osób z celiakią. Poza tym w warunkach polskich znacznie trudniej jest kupić arbuz ekologiczny.
Pierwsze dni diety zawsze są najgorsze.