Nie będzie tu o polityce, lecz w pewnym sensie o prawdach naszego życia. Cokolwiek byśmy nie robili zawsze znajdą się ludzie przeciwni temu, mający odmienne zdanie, czyli stojący w opozycji. Jest to właściwe, gdyż spełnia zasadę weryfikacji, i w pewnym zakresie stanowi element kontroli chroniący społeczeństwa przed zagalopowaniem się w niewłaściwe rewiry. Tak więc opozycja jest nieprzyjemna, ale konieczna dla szeroko rozumianego zachowania równowagi (bezpieczeństwa). Dlatego też chcę tu dotknąć zagadnień dotyczących zdrowia, dla mnie niepokojących, gdyż nie zauważam istnienia opozycji.
Mam wrażenie, że w kwestii zasadności przyjmowania witaminy D3 nie ma przeciwników. Przedstawiciele medycyny akademickiej, a także wszelkich nurtów określanych jako terapie naturalne są zgodni, że jest to właściwe, często prześcigając się w wielkości dawek. Skądinąd słuszna droga, ale nie do końca – mając wątpliwości znalazłem się na na miejscu umiarkowanej opozycji. Chcę więc przybliżyć moje wątpliwości i poglądy na ten temat, a także wyjaśnić dlaczego podchodzę do zagadnień związanych z dobrodziejstwami stosowania witaminy D3 z pewną rezerwą.
Witamina D3 ma za zadanie między innymi regulować procesy kostnienia (kształtowania kości). Najbardziej istotną cechą układu kostnego jest to, że kość to jedyny narząd, który wskazuje na nasz wiek, nie da się go odmłodzić. Natomiast świetnie daje się go postarzyć. Stąd zalecam ostrożność w stosowaniu witaminy D3, gdyż jest dobrym środkiem do osiągnięcia tego celu.
Proces starzenia jest kuszący, ponieważ jest związany z rozszerzaniem się świadomości. Zatrucie ołowiem może dawać objawy pokrewne zatruciu witaminą D3, między innymi postarza. Chorobę polegającą na gwałtownie przebiegających procesach starzenia (np. 8-latek ma organizm 70-latka) nazwano morbus saturnalis, od planety Saturn, której starożytni i mniej starożytni alchemicy przypisywali związek z ołowiem.
Z drugiej strony uważa się, że zjawisko osteoporozy jest nieuniknionym elementem starzenia. Na pierwszy rzut oka jest to oczywiste! Okazuje się, że nie do końca, ponieważ są badania mówiące, że to właśnie osteoporoza bardzo przyspiesza proces starzenia, a cierpiących z jej powodu panów w średnim wieku skutecznie pozbawia radości życia powodując impotencję. Prawdziwa przyczyna osteoporozy jest zjawiskiem złożonym i składają się na nią liczne czynniki np. fosforany w diecie (wędliny, napoje rozpuszczalne – kawa, kakao itp.), niedobory pełnowartościowego białka, permanentna wegetacja fotelowo-kanapowa. Dotyczy to także foteli samochodowych i, co niespodziewane, dotyka rowerzystów- ludzi uprawiających sport także na kanapie (siodełku). Obok zaburzonej aktywności fizycznej najistotniejszy wydaje się być brak ekspozycji na światło słoneczne. Ten ostatni czynnik to nie tylko pasmo UV, jak zwykło się przyjmować. Nie mniej ważna jest pozostała część spektrum światła słonecznego.
Uważam, że całe to zamieszanie związane z witaminą D3 (hipnotyczny zachwyt), jest spowodowane nieuwzględnianiem jednego z najbardziej istotnych czynników regulujących jakim jest światło. Stosując duże dawki witaminy D3 próbujemy zgrabnie skompensować zaburzenia wywołane niewystarczającą ekspozycją na jego wpływ. Od początku swego istnienia ludzkość charakteryzowała się tym, że znakomitą większość czasu spędzano na świeżym powietrzu. Natomiast ostatnie 20 lat sprawiło, że zmienił się zasadniczo styl życia ludzi. Pojawił się nieznany wcześniej trend społeczny określany jako „indor generation”. Tak więc obecnie praktycznie wszyscy przebywają w pomieszczeniach (domu, szkole, pracy), gdyż urządzenia elektroniczne wypełniają większość czasu wolnego, zaspokajając też naturalną potrzebę kontaktu z innymi ludźmi. Wcześniej karą dla młodzieży był zakaz opuszczania mieszkania. Obecnie na odwrót, karą może być żądanie opuszczenia pomieszczeń zamkniętych. Mój syn zgrabnie wytłumaczył to zjawisko, podając jako przyczynę, że na zewnątrz brak gniazdek zasilających laptopy. (Stąd apel o ujawnienie przełomowego wynalazku Nicola Tesli, dotyczącego bezprzewodowego zasilania laptopów!) Cierpimy z powodu braku ekspozycji na światło słoneczne, przed którym skutecznie chronią nas także ubrania. Są badania, które wykazują, że podczas naświetlania fotony są przechwytywanie przez DNA po czym wypromieniowywanie jako światło spójne (tak jak w laserach), co jest ważnym elementem regulującym całą przemianę materii, a szczególnie procesy formowania kości. Tłumaczy to korzyści terapii laserem, które na pierwszy rzut oka wydawały się mi przereklamowane.
Są przecieki, że w miejscu gdzie zagrożenie osteoporozą jest największe z możliwych (tj. na stacjach kosmicznych), udaje się w sprytny sposób zapobiegać mu poprzez naświetlanie ciała odpowiednio dobranym światłem widzialnym.
Moje wątpliwości odnośnie beztroskiego ordynowania dużych dawek witaminy D3 mają charakter bardzo praktyczny. Gdy startowałem w zawodzie lekarza normą było zarastanie ciemiączka u niemowląt w wieku 18 miesięcy. Obecnie rzadko daje się zobaczyć roczne dziecko nie mające zarośniętego ciemiączka. Co prawda permanentnie poza zainteresowaniem nauki jest to, czemu służy ciemiączko, lecz obawiam się, że gdy zbyt wcześnie zarośnie, to człowiek nie będzie mądry (bo może mieć za ciasno w głowie). Natomiast wielokrotnie zauważałem, że przy dużych dawkach witaminy D3 małe dzieci miały zaburzenia snu – cierpiały na bezsenność, ku rozpaczy rodziców bo i oni z konieczności mieli zaburzenia snu.
Ze względu na to, że poglądy naukowe zmieniają się całkowicie średnio co 5 – 7 lat, istnieje szansa, że wkrótce nie będę czuł się osamotniony. Oczekuję więc, że ponownie wróci przekonanie, że witaminy rozpuszczalne w tłuszczach z łatwością można przedawkować. Tak uważano jeszcze nie tak dawno temu.
Zastanawiam się nad podejściem np do powyższego zrastania ciemiączek u dzieci – kiedyś dużo później, teraz dużo wcześniej. Czy prawidłowym jest podejście, że kilkanaście/dziesiąt(nie wiem kiedy był początek praktyki) lat temu było inaczej jest prawidłowe?
Z mojego punktu widzenia kilkadziesiąt/naście lat temu w Polsce nie było dobrych warunków żywieniowych – dieta mojej babci mieszkającej w mieście, później mamy była taka jak wszystkich otaczających je – tłusta, mało warzyw(właściwie prawie w ogóle), mało składników odżywczych, mało zdrowa, bułki, parówki i zaczynały wchodzić później wynalazki przetworzonego jedzenia.
Dieta zaś drugiej babci – mieszkającej na wsi była zupełnie inna, miejscowe produkty, dużo zdrowsze, świeższe, warzywa, owoce z sadów i grządek, mięso, nabiał od sąsiada itp.
Czy są porównania biorące pod uwagę powyższe warunki?
Jak było na przykład 100 lat temu?
Z moich rozmów z innymi matkami wiem, że wiele matek nie daje w ogóle dzieciom witaminy D, zawsze lekarze mówiąc żeby brać i brać, matki że dają, dają, a później raz kupi raz nie kupi, większość w ogóle raz dała i koniec, mówi że daje, daje żeby nie wyjść na złą matkę.
Jestem jeszcze ciekawa czy weryfikacje przy diagnozie zbyt dużych dawek witaminy D opierały się na badaniu tejże witaminy we krwi? Pytam też dlatego, że z punktu widzenia pacjenta i mojego doświadczenia w takich sprawa przykładowo – lekarze tłumaczyli jakieś przypadłości moich dzieci swoimi teoriami, stawiali diagnozy, a ja wiele razy przekonywałam się że były błędne, że nie mieli racji – ale już po prostu nie chciało mi się tego tłumaczyć/ spierać/wracać do po przednich spraw, wiele rzeczy docierało do mnie po dłuższym czasie, tygodniach miesiącach.
Zupełnie nie chcę atakować, po prostu wiele spraw związanych z witaminą D mnie nurtuje.
Siedzenie w domach i brak światła jest problemem, przy okazji z tego co się naczytałam, poprzednie generacje miały większe stężenia tej witaminy we krwi niż aktualne(nawet u dzieci aktualnie suplementujących witaminę)